Newt miał rację, mówiąc bym się wyspała. Nie mogłam usnąć bardzo długo, dopiero z dwie godziny po północy. Ale niestety, wcześnie rano zostałam zbudzona przez Newta, który wypuścił mnie z Ciapy. Musiałam iść w stronę murów, do okna schowanego w lesie, przez które zobaczyłam... TO. To czego wszyscy się bali. TO co grasowało w Labiryncie. Tym czymś są okropne maszyno-zwierzęta, zwane bóldożercami. To jest straszne! Zaraz zwymiotuję. Spojrzałam wtedy na Newta - możliwe, że wyglądałam jak zombie. Twarz miał jak z kamienia, a usta ściśnięte w wąską linię. To dlatego została ustawiona Pierwsza Zasada...nie dziwię się. Później miałam tą wycieczkę z Alby'm, którą każdy świeżuch miał po swoim przybyciu.
Zaczęłam przyzwyczajać się do tego slangu. Newt miał racje.
Siedziałam pod drzewem patrząc w niebo, gdy usłyszałam szczekanie psa. Odwróciłam głowę w stronę szczekania. Pisnęłam przerażona, gdy zwierzak na mnie skoczył i zaczął mnie lizać po twarzy. Usłyszałam śmiech. Zepchnęłam szczeniaka. I spojrzałam na stojącego nade mną niebieskookiego blondyna.
-Cześć, Mark.
-Widzę że masz dziś dobry dzień świe...- przerwałam mu.
-Nazwij mnie jeszcze raz świeżynka to mnie popamiętasz- zmrużyłam oczy, niezadowolona i podnosiłam się z ziemi.
chłopak podał mi rękę, ale ja ją odepchnęłam. W oczach Marka zobaczyłam urazę.
-Mark nie wydaje ci się, że to wszystko jest... jakieś...dziwne?- spytałam, spoglądając na mury. Chłopak podniósł brew.
-Ale...co?
-No wszystko! To, że od roku nie znaleźliście stąd wyjścia- powiedziałam, patrząc na chłopaka.
Chłopak zaśmiał się krótko.
-Słuchaj, ja jestem dopiero tu od miesiąca. Wiem niewiele więcej od ciebie. - powiedział bardzo poważnie.
- Aaa..Ten, głupio pytam.- blondyn podrapał się po karku- Przypomnisz mi swoje imię?
Uśmiechnęłam się.
-Diana.
-Więc Diana ... zechciałabyś pójść ze mną na żarcie do Patelniaka?
Zaśmiałam się, a Mark do mnie dołączył.
-Pewnie, czemu nie?- powiedziałam z uśmiechem, kierując się do bazy. A za nami szedł słodki szczeniak.
Przed drzwiami zatrzymałam się, by pożegnać psa.
Mark podążył moim śladem i zamknął za nami drzwi. Szukałam wolnego miejsca. Było pod oknem. Ja poszłam usiąść a Mark poszedł po jedzenie.
Po odejściu blondyna, wyjrzałam przez okno i wbiłam wzrok w kamienne mury Strefy, jakby były jakieś niezwykłe. Chciałabym zastać Zwiadowczynią i pomagać Streferom wydostać się z tego miejsca. No ale niestety jestem teraz częścią Strefy, teraz to jest mój dom, a ja za swój obowiązek uważam pomóc w wyjściu stąd. Nie chcę tu tkwić. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać.
Po cholerę tu wszyscy jesteśmy!?
-Też się nad tym zastanawiam- z zamyślenia wyrwał mnie czyiś głos.
Przekręciłam głowę, by spojrzeć na osobę siedzącą obok mnie. Jego czekoladowe oczy się uśmiechnęły.
-Co?- spytałam zdezorientowana. Chłopak uśmiechnął się.
-Głośno myślałaś- odparł- Spytałaś Po cholerę tu wszyscy jesteśmy!? to odpowiedziałem.
Zaśmiałam się głupio.
-Słyszałeś wszystko o czym myślałam?- spytałam, zerkając na Newta i podpierając głowę na ręce.
-Nie, tylko to na co ci odpowiedziałem.- wzruszył ramionami.-A co? Myślałaś o mnie?- poruszył brwiami.
-Nie, idioto!- zaśmiałam się, uderzając go w ramię. Blondyn złapał się za rękę, również się śmiejąc.- Zastanawiałam się dlaczego tu jestem i czy mam jakąś rodzinę, gdzieś tam, poza Labiryntem.
-No to już odpowiedzieć nie potrafię, ale mogę cię zapewnić, że każdy z nas przechodził to co ty. Każdy zastanawiał się nad tym samym. Nie wiem czy, ty czy ja, czy ktokolwiek inny stąd, ma gdzieś za murami rodzinę. Ale na razie wszyscy w Strefie nią jesteśmy. I słowo ci daję, gdyby nie zasady to dawno pozabijałbym połowę z nas i oni na pewno mnie też- zaśmiał się. Dołączyłam do niego. Podniósł mnie tym na duchu.
-Dziękuję- powiedziałam z uśmiechem. Chłopak objął mnie ramieniem i przytulił.
-Nie ma za co księżniczko.- odwzajemnił uśmiech. Warto mieć przyjaciela, który potrafi podnieść na duchu, co? - zaśmiał się.
-To my się przyjaźnimy?- również się zaśmiałam, odsuwając się od niego.
-A nie?
-A tak?
-A nie?
Wybuchliśmy śmiechem. Skinęłam, w odpowiedzi na jego pytanie głową. Newt uśmiechnął się zwycięsko.
Mark położył na stole nasz lunch, wyraźnie niezadowolony. Ale dlaczego?
-Cześć, Newt- wysyczał cicho.
-Cześć, świeżuchu- Newt powiedział normalnie.
-Nie jestem już świeżuchem! Byłem nim miesiąc temu, teraz to ona nim jest!- krzyknął oburzony. Założyłam ręce na krzyż. Nie lubię gdy tak do mnie mówią. Miałam się już odezwać lecz Newt mnie wyprzedził.
-Ona ma imię!- odparł.
-Wiem o tym!- Mark ani trochę się nie uspokoił. Nie wiem o co chodzi.
-Chłopie, uspokój się!- brązowooki blondyn wstał, a ja przyglądałam się całej tej sytuacji.
-Nie rozkazuj mi!
-Mark, o co ci puwa chodzi?- spytał Newt, kręcąc z politowaniem głową.
-O co? Zaraz ci powiem o co! O ciebie tu chodzi! Przyszedłem z Dianą na lunch, jak szedłem po nasze porcje siedziała sama, a teraz ja wracam to jesteś z nią ty!
-Mark!- teraz ja się odezwałam. To mój przyjaciel! Coś ci nie pasuje?
-Słyszałeś wszystko o czym myślałam?- spytałam, zerkając na Newta i podpierając głowę na ręce.
-Nie, tylko to na co ci odpowiedziałem.- wzruszył ramionami.-A co? Myślałaś o mnie?- poruszył brwiami.
-Nie, idioto!- zaśmiałam się, uderzając go w ramię. Blondyn złapał się za rękę, również się śmiejąc.- Zastanawiałam się dlaczego tu jestem i czy mam jakąś rodzinę, gdzieś tam, poza Labiryntem.
-No to już odpowiedzieć nie potrafię, ale mogę cię zapewnić, że każdy z nas przechodził to co ty. Każdy zastanawiał się nad tym samym. Nie wiem czy, ty czy ja, czy ktokolwiek inny stąd, ma gdzieś za murami rodzinę. Ale na razie wszyscy w Strefie nią jesteśmy. I słowo ci daję, gdyby nie zasady to dawno pozabijałbym połowę z nas i oni na pewno mnie też- zaśmiał się. Dołączyłam do niego. Podniósł mnie tym na duchu.
-Dziękuję- powiedziałam z uśmiechem. Chłopak objął mnie ramieniem i przytulił.
-Nie ma za co księżniczko.- odwzajemnił uśmiech. Warto mieć przyjaciela, który potrafi podnieść na duchu, co? - zaśmiał się.
-To my się przyjaźnimy?- również się zaśmiałam, odsuwając się od niego.
-A nie?
-A tak?
-A nie?
Wybuchliśmy śmiechem. Skinęłam, w odpowiedzi na jego pytanie głową. Newt uśmiechnął się zwycięsko.
Mark położył na stole nasz lunch, wyraźnie niezadowolony. Ale dlaczego?
-Cześć, Newt- wysyczał cicho.
-Cześć, świeżuchu- Newt powiedział normalnie.
-Nie jestem już świeżuchem! Byłem nim miesiąc temu, teraz to ona nim jest!- krzyknął oburzony. Założyłam ręce na krzyż. Nie lubię gdy tak do mnie mówią. Miałam się już odezwać lecz Newt mnie wyprzedził.
-Ona ma imię!- odparł.
-Wiem o tym!- Mark ani trochę się nie uspokoił. Nie wiem o co chodzi.
-Chłopie, uspokój się!- brązowooki blondyn wstał, a ja przyglądałam się całej tej sytuacji.
-Nie rozkazuj mi!
-Mark, o co ci puwa chodzi?- spytał Newt, kręcąc z politowaniem głową.
-O co? Zaraz ci powiem o co! O ciebie tu chodzi! Przyszedłem z Dianą na lunch, jak szedłem po nasze porcje siedziała sama, a teraz ja wracam to jesteś z nią ty!
-Mark!- teraz ja się odezwałam. To mój przyjaciel! Coś ci nie pasuje?
Chłopak tylko popatrzył na mnie przymrużonymi oczami i wyszedł z budynku bez słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz